Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polska - Litwa 0:1

Jacek Sroka, Rafał Musioł
Kamil Kosowski (z lewej) uważa, że przeciwko Litwie zagrał całkiem nieźle.
Kamil Kosowski (z lewej) uważa, że przeciwko Litwie zagrał całkiem nieźle.
Kapitan reprezentacji Litwy, Aidas Preiksaitis, po wygranym przez jego zespół meczu z Polską w Bełchatowie, wyglądał przede wszystkim na... zdziwionego wynikiem spotkania.

Kapitan reprezentacji Litwy, Aidas Preiksaitis, po wygranym przez jego zespół meczu z Polską w Bełchatowie, wyglądał przede wszystkim na... zdziwionego wynikiem spotkania.

- Macie lepszy zespół, to nie przypadek, że jedziecie na mundial, a my nie. A więc jak to się stało, że was pokonaliśmy? O to już musicie pytać swoich piłkarzy, bo ja nie jestem tego w stanie wytłumaczyć - stwierdził świetnie znany z krajowych boisk zawodnik.

Rzecz rzeczywiście wydawać by się mogła zagadkowa, ale tylko dla osób, które meczu nie widziały. Bo wytłumaczenie było proste: biało-czerwoni grali kompromitująco, i chociaż ich skład odbiegał od optymalnego, to pierwsza w historii porażka z Litwinami występującymi wyłącznie w tamtejszej lidze, jest plamą na honorze i powodem do wstydu (o tym, czy tak samo myślą sami zawodnicy, piszemy na stronie 27 - przyp. red.).

Paweł Janas liczył, że bełchatowski sprawdzian przyniesie mu co najmniej kilka odpowiedzi na dręczące go dylematy. Treść tychże odpowiedzi odbiega jednak pewnie od oczekiwań. Bo czego Janas dowiedział się we wtorek? Środkowi obrońcy, czyli Mariusz Jop i Mariusz Lewandowski, udowodnili mu, że wciąż w wysokiej formie jest... Jerzy Dudek i że nasz bramkarz nieźle biega (gdy musiał interweniować daleko poza polem karnym po błędach "Lewego"); Kamil Kosowski potwierdził, że wolałby być hokeistą, wtedy po kilku minutach szybkiej gry, mógłby zejść na ławkę i odpocząć, bo obecnie nawet pół meczu na wysokich obrotach to dla niego zbyt wiele; Tomasz Frankowski nie zdołał ukryć, że ogarnęła go niemoc tak głęboka, że nie widać już jej brzegów, a jego kolega z ataku Grzegorz Rasiak znów dał sygnał, że wcale nie jest lepszy od Łukasza Sosina, a obaj niekoniecznie ustępują Andrzejowi Niedzielanowi, Markowi Saganowskiemu czy Grzegorzowi Piechnie.

Po stronie plusów widnieje tylko wspomniany Dudek, przyzwoita gra najlepszego na boisku Mirosława Szymkowiaka i ciekawy debiut Seweryna Gancarczyka. To zdecydowanie zbyt skromnie, jak na mecz, który dla znacznej części zawodników mógł stanowić o ich reprezentacyjnej przyszłości. Traktując ten występ w kategoriach jaskółki, która czyni wiosnę, wygląda na to, że Janas swoich wybrańców będzie kompletował na drodze selekcji negatywnej, poprzez skreślanie najsłabszych, a nie dzięki rewelacyjnym odkryciom. Taki scenariusz nie wróży jednak najlepiej w kontekście występu na mundialu.

- Czasu mamy mało, pracy coraz więcej - potwierdzają jednym głosem wszyscy członkowie sztabu szkoleniowego.

Kolejny przedmundialowy test czeka biało-czerwonych 14 maja, gdy we Wronkach zmierzą się z Wyspami Owczymi. Dzień później selekcjoner poda nazwiska 27 piłkarzy: 23 którzy pojadą do Niemiec, oraz 4 zmienników, dla których szansą będzie tylko ewentualna kontuzja kogoś z głównej listy. • Protokół

Polska - Litwa 0:1 (0:1)

0:1 - Andrius Gedgaudas (14).

POLSKA: Dudek (82. Fabiański) - Kuś (58. Baszczyński), Jop, Lewandowski (46. Bosacki), Gancarczyk - Bonin (46. Sobolewski), Mila, Szymkowiak, Kosowski - Sosin (46. Rasiak), Frankowski.

LITWA: Żutautas - Palauskas, Klimavicius, Żutautas, Zelmikas - Gedgaudas (73. Kavaliauskas), Preksaitis, Savenas (90. Żaliukas), Morinas - Beniusis (68. Pilibatis), Trakys (79. Luksys).

Żółte kartki: Sebastian Mila - Mantas Savenas, Irmantas Zelmikas (Litwa). Sędziował: Emil Bozinovski (Macedonia). Widzów: 5.450.

W Bełchatowie trener Paweł Janas dwukrotnie spotkał się z dziennikarzami. Przed meczem z Litwą selekcjoner tryskał humorem, co publicznie nie zdarza mu się często. Po spotkaniu i pierwszej w historii porażce z północno-wschodnim sąsiadem znów oglądaliśmy tradycyjną kamienną twarz "Janosika".

- Czuję się trochę nie tak, bo jest za dużo znaków zapytania i za dużo piłkarzy jest bez formy. Oczywiście nie miałem dziś wszystkich podstawowych graczy do dyspozycji, ale mieliśmy ich więcej niż Litwini. Jestem z tego meczu niezadowolony. Przed finałami mistrzostw świata czeka nas bardzo dużo pracy - powiedział trener Janas.

Tylko oceniając postawę dwójki debiutantów selekcjoner użył kilku ciepłych słów: - Nieźle zaprezentował się Gancarczyk, dobry początek spotkania miał Bonin, ale później nieco się spalił. Z ich postawy można być zadowolonym. Szymkowiak przez cały mecz miał "plastra", ale wyszło mu kilka zagrań. Po innych widać było, że są niedysponowani, że nie grają w klubach i jest to dla nas dużym problemem. W notesie mam wyselekcjonowaną grupę piłkarzy, ale wielu z nich jest bez formy.

Pytany o sens organizowania spotkań towarzyskich, w których nie dość, że nie mogą zagrać wszyscy najlepsi, to jeszcze ci, którzy wybiegają na murawę często przechodzą obok gry, Janas odparł: - Te mecze są po to, abym mógł sprawdzić formę zawodników, którzy mało bądź wcale grają w klubie, a oni mogli zaliczyć normalny występ, bo wyraźnie brakuje im ogrania. Jurek Dudek nie gra w Liverpoolu, ale po nim nawet tego nie widać. Inaczej ma się sprawa z Milą czy Kosowskim. Szkoda, że nie mógł do Bełchatowa przyjechać Krzynówek.

Selekcjoner stoi także przed jeszcze jednym ważnym wyzwaniem. "Janosik" zastanawia się jak pomóc przełamać się Tomaszowi Frankowskiemu, który po przeprowadzce do Anglii zapomniał jak się strzela bramki. - "Franek" jest już po sezonie, bo skończył rozgrywki w Anglii i będzie miał teraz trochę czasu na odpoczynek. Na kolejnym zgrupowaniu we Wronkach będziemy nad nim pracowali, aby wrócił do dyspozycji strzeleckiej. Widać po nim, że ten okres bez strzelonej bramki bardzo mu ciąży. Kiedyś tak samo było z Maćkiem Żurawskim, który jednak po jakimś czasie się odblokował.

Janas ciągle zastanawia się, których napastników zabrać na mundial. W następnym spotkaniu z Wyspami Owczymi szansę pokazania się ma dostać jeszcze Marek Saganowski grający na co dzień w portugalskiej Vitorii Guimaraes.


Polscy piłkarze po zakończeniu meczu z Litwą szybciutko zeszli do szatni równie niemiłosiernie, co zasłużenie, wygwizdywani przez kibiców. Gdy biało-czerwoni schronili się już w budynku ostatnią rzeczą o której marzyli były rozmowy z dziennikarzami.

- Myją się - tłumaczyli działacze. - Biorą prysznic - precyzowali kolejni.

Gdy minęło pół godziny jedno nie ulegało już wątpliwości: nasi reprezentanci może nie najlepiej grają w piłkę, ale z pewnością należą do światowej czołówki pod względem higieny.

Koniec końców albo skończyła się ciepła woda - co trudno podejrzewać biorąc pod uwagę sąsiedztwo elektrociepłowni i biegnącą nieopodal stadionu gigantyczną rurę - albo wyczerpały się zapasy kosmetyków, w każdym razie kadrowicze pojawili się w drzwiach, by podzielić się swoimi spostrzeżeniami. No, prawie podzielić... Wiele rozmów wyglądało bowiem tak, jak próba dialogu z Tomaszem Frankowskim.

Pytanie: - Czy w meczu z Litwą można znaleźć jakieś pozytywne przesłanki na przyszłość?

Odpowiedź: (niesłyszalna, odczytana jedynie z ruchu warg): - Nie.

Pytanie: - Jak pan oceni swój występ?

Odpowiedź: (niesłyszalna, odczytana jedynie z ruchu warg): - Nie.

Pytanie: - Czy coś się stało, że nie chce pan rozmawiać?

Odpowiedź: (niesłyszalna, odczytana jedynie z ruchu warg): - Nie.

W ogóle wywiady - szczególnie po kompromitującej porażce - do najwdzięczniejszych nie należą. Kamil Kosowski był tutaj najlepszym przykładem.

Pytanie: - Czy w kontekście walki o miejsce w kadrze na mistrzostwa świata swój występ w Bełchatowie oceniłby pan na plus czy na minus?

Odpowiedź: - Nie rozumiem pytania.

Pytanie: - A czy porażka w meczu kontrolnym nie przypomina panu tego, co działo się cztery lata temu przed mundialem w Korei?

Odpowiedź: - Przecież wiecie, że wtedy na mistrzostwa nie pojechałem. Tym pytaniem chyba sugerujecie, że teraz powinno być podobnie.

Pytanie: - To jest pan zadowolony czy nie?

Odpowiedź: Wypadłem nieźle, chociaż łapały mnie pod koniec skurcze.

Tak dobre samopoczucie było jednak wyjątkiem.

- Mnie na pewno ten mecz do wyjazdu na mundial nie przybliżył, bo jestem od tego by strzelać bramki. Nie sądzę jednak, że trener Janas będzie się kierował tylko wnioskami z tego jednego, co tu ukrywać, nieudanego spotkania - stwierdził Łukasz Sosin, autor jedynych w tym roku dwóch goli strzelonych przez biało-czerwonych.

Niektórzy próbowali szukać lekarstwa na zło, które znów dało o sobie znać w meczu kadry.

- Musimy wrócić do tego, co przyniosło sukces w eliminacjach. Walka, pracowitość, kolektyw: to nasza droga do zwycięstw, bo wirtuozami futbolu nie jesteśmy - powtarzał Mirosław Szymkowiak, najjaśniejszy punkt w starciu z Litwinami.

Najszczęśliwsi byli rzecz jasna debiutanci.

- Nie czułem jakiejś specjalnej presji, ale na pewno stać mnie na więcej. Jeśli dostaną jeszcze kiedykolwiek szansę w reprezentacji, na pewno zagram lepiej. Bo taki meczowy debiut zdarza się tylko raz i bardzo się cieszę, że mam to już za sobą - przyznał Grzegorz Bonin.

Dla co najmniej kilkunastu piłkarzy litewski blamaż miał być meczem ostatniej szansy.

- W takim składzie spotkaliśmy się po raz pierwszy i być może ostatni - słusznie podsumował Mariusz Jop. •

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto