Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karol Okrasa: "Polskie produkty przemycałem w walizkach razem z ubraniami" [Rozmowa NaM]

AG
Karol Okrasa
Karol Okrasa Archiwum prywatne
Z Karolem Okrasą, prowadzącym program "Okrasa łamie przepisy", rozmawialiśmy o żonach ambasadorów, food porn i tzw. fijucie.

Sam o sobie mówi, że jest urodzonym szczęściarzem. Nie dość, że z życiowej pasji uczynił sposób na życie to jeszcze ma wspaniałą i kochającą rodzinę. To dla niego najważniejsze rzeczy na świecie. Kiedy Karol Okrasa opowiada o jedzeniu, najpierw ze zdumienia otwierają nam się oczy, bo o staropolskich, regionalnych przepisach mało kto słyszał, a potem pojawia się uśmiech i nasze kubki smakowe zaczynają intensywnie pracować. Tradycyjną polską kuchnie szanuje i czerpie z niej inspiracje. Nic dziwnego, że w 2011 roku został uhonorowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych odznaką „Bene Merito” za działania na rzecz propagowania krajowej kuchni na arenie międzynarodowej.

Słyszałam, że niedawno wrócił Pan z urlopu. Jakie było największe zaskoczenie kulinarne tych wakacji?

Cudownym zaskoczeniem była wizyta w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, gdzie miałem możliwość wypicia ciepłego mleka, prosto od krowy. To się już przecież nie zdarza. A tu proszę, okazuje się, że taka tradycja przetrwała. To mnie bardzo ucieszyło.

A czym pachnie lato w Pana kuchni?

Lato w mojej kuchni pachnie przetworami. Robię ich naprawdę sporo. Od ogórków małosolnych, przez kiszoną kapustę, po przetwory owocowe. Dlatego w domu unosi się zapach smażonych mirabelek, jabłek, jagód i jeżyn. Staram się zrobić tak dużo przetworów, żeby smaki lata mieć zawsze na wyciągnięcie ręki.

Moda na samodzielnie wykonane przetwory wraca?

Polacy tęsknią za przetworami. Robienie ich stało się modne i jest naprawdę proste. Kiedy do gotowego dżemu dodamy np. swoją ulubioną przyprawę: kardamon, imbir, cynamon lub zielony pieprz, to stworzymy własną wariację na temat przetworów, a to przecież podwójna radość.

Polacy gotują lepiej, smaczniej, zdrowiej?

Po pierwsze Polacy gotują zdrowiej i to mnie bardzo cieszy. Po drugie smacznie, a po trzecie gotują, zachowując sznyt kuchni regionalnej. Tym samym udowadniają, że polskie potrawy mogą być ładne, smaczne i zdrowe. Zasady mówiące o kuchni ciężkiej i tłustej zostały w cudowny sposób odwrócone. Gotujemy dużo lepiej i bardziej świadomie.

Ładne potrawy zazwyczaj utrwala się na fotografiach. Co Pan myśli o tzw. food porn?

Dziś nie jemy tylko po to, by zaspokoić głód fizyczny. Jemy, by zaspokoić głód duchowy. Kultura stołu, kiedyś dla nas bardzo ważna, powraca. Przedstawienie dania w pięknym anturażu to dopełnienie posiłku. Chcemy się cieszyć nie tylko dobrym smakiem, ale też pięknym wyglądem potrawy.

Oprócz fotografowania potraw w Polsce coraz bardziej popularne stają się food trucki. Popiera Pan taką modę?

Każdy sposób promocji wspólnego spędzania czasu i rozmowy na temat jedzenia, a także jego kultury jest czymś, co trzeba popierać. Moda na food trucki popularyzuje dobre jedzenie i stoi na wysokim poziomie. Nie powinniśmy tego negować. To element naszej kultury. Pochwalam to.

Moda na gotowanie kiedyś minie?

Pamiętam, jak zaczynałem robić swój program i jeden z dziennikarzy powiedział „teraz ma Pan swoje pięć minut”. Moje pięć minut trwa już 12 lat. Co roku ktoś podkreśla, że moda na gotowanie się zaczyna. To dobrze, bo to oznacza, że ona nadal się rozwija. Myślę, że nigdy nie przeminie. Jedzenie ma dla nas coraz większe znaczenie, chcemy wiedzieć, co jemy i z czego to zostało przygotowane. Bardzo się cieszę, że zaczęliśmy zwracać uwagę na to, co bierzemy do ust.

Każdego Polaka można nauczyć gotować?

Każdego, nawet takiego, który nie chce.

To są tacy?

Takich najbardziej lubię. Każdy z nas ma jakiś produkt, który mu smakuje. To może być choćby truskawka. Wtedy ja pokazuję, co ciekawego można zrobić, żeby tę truskawkę bardziej polubić. Jest mnóstwo sposobów, by przekonać ludzi, że przygotowywanie i jedzenie może sprawić wiele radości.

Jakim tradycyjnym polskim daniem możemy chwalić się poza granicami kraju?

Wypracowaliśmy formę promocji kuchni polskiej przez regionalne produkty i potrawy. Na pewno możemy się pochwalić dziczyzną (jeleń, sarna, dzik) w słodkich marynatach skomponowanych z miodu i alkoholu. Słyniemy też z zup, począwszy od grzybowej, zrobionej na zakwasie z kiszonej kapusty lub zmieszanej z kozim serem, przez kapuśniak (pazibrodę), czerninę, po klasyczny żur z mąki owsianej.

To właśnie gotowania tych potraw uczy Pan żony ambasadorów?

Tak. Pokazuje im też, że jesteśmy potęgą, jeśli chodzi o uprawę jabłek. Mówię, dlaczego w Polsce tak ważne są kiszonki. Wszystkie produkty, które są wyróżnikami naszej kuchni chcę przedstawiać najlepiej jak potrafię. Staram się zyskać nowych ambasadorów polskich smaków na świecie.

Polska kuchnia jest trudna dla obcokrajowców?

Jest przede wszystkim nieznana. Zaobserwowałem to podczas swoim podróży do Chin, Korei, Argentyny, Chile. Polskie produkty niejednokrotnie przemycałem w walizkach razem z ubraniami, żeby pokazać innym jak smakuje nasza kuchnia. Dla obcokrajowców jest ciekawa i zaskakująca. Wszyscy podkreślają, że potrawy cudownie pachną i świetnie smakują.

To co najbardziej polskiego smakuje za granicą?

Nasza kuchnia słodko-kwaśna, czyli słodkie sosy z octem i przyprawami, których używamy do mięsa lub ryb. Zupy - za granicą są całkowicie czymś nowym. Wszyscy podkreślają też wartość polskiego chleba, ten przyrządzany na zakwasie, robi furorę na świecie.

Furorę też robią Pana sekrety. Słyszałam, że w kuchni używa Pan siana, a nawet tak zwanego fijuta?
Nie zachowuje kulinarnych sekretów dla siebie. Wszystko, co wiem od razu mówię. Syrop z buraka cukrowego zwany fijutem lub melasą to tani substytut cukru. Jak się okazuje po wygotowaniu jest on świetną przyprawą do potraw. Z kolei siano jest moim ulubionym ziołem. Dodaję je do marynowania, duszenia, pieczenia. Dzięki niemu pokazuję ludziom, że można przygotowywać ciekawe potrawy z zaskakującym efektem. Ale zdaję sobie sprawę, że takie eksperymenty smakują najczęściej tylko jednej osobie, czyli mi.

Pan podobno zawsze jest głodny jak wilk. Na jaką potrawę ma Pan największą ochotę?

Zawsze mam ochotę na zupę ogórkową mojej mamy i ciepłe mleko z chałką. To smaki mojego dzieciństwa.

Kocha Pan jeść i gotować, ale nie widzieliśmy Pana jeszcze w żadnym kulinarnym show. Dlaczego?

Mam własne małe show. Kiedyś sobie obiecałem, że dopóki robię ten program chce się skoncentrować na wiernych i lojalnych widzach. Miałem kilka propozycji, ale mam tylko jedno życie i trochę mało czasu. Mówiąc językiem kulinarnym: za dużo grzybków w barszczu to nie jest dobry obiad. Wolę skoncentrować się na dwóch grzybkach, by zupy nie przedobrzyć.

Musi Pan mieć spokojne życie…

Staram się żyć normalnie i na uboczu. Mam rodzinę, która jest dla mnie bazą i odskocznią. Mam restaurację, w której muszę zasuwać, jak każdy, założyć kitel, pobrudzić się, pociąć, poparzyć. Nie jestem fanem uczestniczenia w wielkich wydarzeniach. Mam swoje enklawy. Ja się w życiu bawię, tylko na swój sposób, w gronie ludzi, których mogę nazywać przyjaciółmi. Oni nie zmieniają się od lat. To jest dla mnie najważniejsze.

Rozmawiała: Agnieszka Gałczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto